"Lecz gdy płynie mrok wieczorny..."...
Komentarze: 0
I noc w szpitalu
Wieczorem powinien przyjść anestezjolog na rozmowę (do mnie dotarł dopiero koło godziny 23, bo do późna uczestniczył w operacji). Na noc przed zabiegiem warto poprosić o tabletkę na sen.
Staram się uspokoić nerwy wodą pod prysznicem. Ciepły strumień ogrzał trochę moje zdrętwiałe ramiona.
Anestezjolog pochwalił mnie za to, że dobrze wypełniłam ankietę. Powiedziałam, że jakąkolwiek formę znieczulenia dla mnie wybierze, nie chciałabym uczestniczyć w niej absolutnie żadnymi zmysłami, łacznie ze wzrokiem i słuchem. Przyjął to kiwnięciem głowy.
Jestem wdzięczna współlokatorkom za to, że pozwoliły mi zapalić lampkę, żebym mogła trochę poczytać. Książki o lekkiej tematyce zawsze mnie uspokajają. UspokajaŁY. Dziś nie działa nawet powieść o dominującej tematyce ogrodniczej. Tabletka nasenna, którą dostałam od pielęgniarki, nie jest w stanie przenieść mnie w objęcia Morfeusza. Pani Zosia też będzie jutro operowana, ale po miarowym oddechu słyszę, że oswoiła się już z tym faktem.
Chrapanie jestem w stanie znieść, zwłaszcza jeśli jest jednostajne i niezbyt głośne. Ale kiedy pani Krysia zaczęła pojękiwać przez sen, nie byłam w stanie tego znieść. Mój organizm reagował na te dźwięki podrygiwaniem i przyspieszonym biciem serca, bo tego typu dźwięki odczytuję, zgodnie z atawistycznym programem, jako wołanie o pomoc, alarm. Poduszka na łeb. Setny raz obrót na drugi bok. Pozycje gimnastyczne rodem z koreańskiego cyrku. I nic. Łóżka szpitalne bywają wyjątkowo niewygodne. A może to wina cieniutkich materacy, bo podnośniki oraz regulacje na nogi i plecy to akurat bardzo dogodne rozwiązanie. Nogi w górę, plecy w dół, albo odwrotnie. I nic. Nic. Naczytałam się w internetach, nasłuchałam strasznych wieści, i teraz boję się tej operacji. Okropnie się boję.
Po pierwszej w nocy musiałam nareszcie zasnąć, bo jakby wyrwana z innego świata usłyszałam nagle głos pani Stasi:
- Cholera jasna, jakie te jebane materace niewygodne!
Dodaj komentarz