lip 26 2017

Operacja


Komentarze: 0

II dzień w szpitalu. Południe.

Operacja, a właściwie zabieg, bo nie jest to bardzo niebezpieczne i skomplikowane działanie na mózgu czy sercu, może być wykonywany różnymi metodami. Nie pytałam jednak, której ja zostanę poddana, za bardzo mnie to dotyczy, abym mogłą się zdystansować do drastycznych opisów lub tym bardziej filmów na YouTube. Przez tę ignorancję nawet nie wiedziałam, że już od dawna po tym zabiegu nie zakłada się na nogi gipsu.

      Z mojej perspektywy wyglądało to tak: Zawieziono mnie na salę operacyjną. Sama przejażdżka była miła. Jak to mówią: „miłe złego początki”- przemknęło mi przez myśl. Przeniesiono mnie na łóżko operacyjne.

- Pani jest nauczycielką? – uśmiechnął się do mnie duży łysy lekarz. Pyta, ale już wie. Skąd?

- Polonistką - dodaje mały łysy lekarz.

Cholera, namierzyli mnie!

- Oj, to obcinamy obie nogi. Nie lubiłem polskiego. Co miałeś na świadectwie z polaka? - duży zwraca się do małego, wyraźnie uradowany ze swojego żartu.

- Dwóję. - po ocenie wnoszę, że mały też nie lubił.

- Ależ panowie, ja jestem dobrą nauczycielką, to znaczy uwielbiam moich uczniów, a oni mnie. Jak pójdę na zwolnienie, to będą za mną płakać.

Pewnie mi nie wierzą, mimo że nieprawdziwe jest tylko ostatnie zdanie. co do frazy "a oni mnie" też mam czasem wątpliwości, ale szybko je przeganiam, staram się nie nadwyrężać mojego i tak nie za wysokiego poczucia wartości. Obaj lekarze mają jednak bardzo przyjazny wyraz twarzy, który bynajmniej nie wróży chęci obcięcia mi nóg czy spieprzenia operacji w odwecie za nie postawione przeze mnie dwóje. To już kolejni ortopedzi na mojej drodze którzy źle wspominają język polski. Może to ich cecha rozpoznawcza? Następnym razem będę podawać tylko mój drugi zawód: logopeda. Nie, to jeszcze gorzej. Ludzie zaczynają wtedy z namaszczeniem wypowiadać każde słowo i atmosfera robi się lodowata.

Dostałam zastrzyk w okolice kręgosłupa (czyli znieczulenie podpajęczynówkowe) i za chwilę straciłam kontakt z własnymi nogami. Podłączyli mnie pod stosowną aparaturę, badającą pracę serca, do tego jakaś kroplóweczka. Bardzo liczyłam na zaśnięcie, nawet dwa razy delikatnie zasugerowałam anestezjologowi, że miło było by przespać tę wiekopomną chwilę. Zbył mnie dobrotliwym uśmiechem i kiwaniem głowy. A ja przynajmniej miałam co rozważać przez godzinę operacji; co autor tych gestów miał na myśli... Tak więc przytomna przez całą godzinę operacji (tyle mniej więcej trwała, dzięki temu, że operowało mnie dwóch ortopedów) leżałam oddzielona od pracujących lekarzy i pielęgniarek parawanem. Szkoda, że nie zapamiętałam, który ortopeda złapał za którą nogę, mogłabym sobie później porównać efekty pracy jednego i drugiego… Nie słyszałam ich rozmów, zza parawanu dobiegały mnie tylko przytłumione (dzięki Bogu!) metaliczne dźwięki narzędzi w rodzaju młotków czy piłek ręcznych. O zgrozo! Jak w warsztacie, tylko że rzeźbią w moich kościach. Ciekawe, czy tak czuł się Pinokio w pracowni Dżepetta...

     W końcu słyszę upragnione: KONIEC.

     Wznoszę oczy ku górze w podzięce mojemu Aniołowi Strożowi i ukochanej Babci. Na pewno się mną opiekowali, czułam to. Babcia, gdyby żyła, zamartwiałaby się moim zabiegiem tak, jakby to był przeszczep serca. Kochana moja Gienia, zawsze zatroskana o całą rodzinę...

     Nie czuję żadnego bólu, nie jestem też odurzona żadnym rozweselaczem (i dobrze, w przeciwnym razie może nuciłabym „Tańcowały dwa Michały…”), więc w pełni świadoma grzecznie dziękuję całemu zespołowi za, mam nadzieję udaną, operację. Ekipa odpowiada uśmiechem i równie grzecznym: „proszę bardzo”. Przenoszą mnie z bezwładnymi nogami (bardzo dziwne uczucie, jakby nie należały do mnie) na moje łóżko. Stopy mam zabandażowane do połowy, razem z palcami, do ćwierci łydek mam namalowane pomarańczowe kozaczki z jodyny. Krwi nie widać, to dobrze. Już na oddziale w korytarzu pochyla się nade mną dodatkowa głowa- jest mój Zenon kochany! Na odchodne lekarz rzuca jeszcze żarcik, że z dwoma drutami w palcach będę wspaniale mogła odbierać stacje radiowe. Świetnie, jak się będę nudzić, to poszukam sobie Trójki. Nie o słuchaniu radia teraz marzę. Tak bardzo chce mi się pić. Niestety, przez 6 godzin nie wolno mi ani pić, ani jeść. Do tego mam się nie ruszać. Mam leżeć spokojnie na płasko. Oj, długo. Żebym nie osłabła w tym oczekiwaniu, dostaję kroplówkę. Po jakimś czasie żyła mnie rozbolała, bo dużo tych płynów w nią dziś pompowali.

Macham do moich współpacjentek. Pani Zosia wróciła wyjechała na operację wcześniej niż ja i wróciła chwilę przede mną. Wszystkie jesteśmy spokojne.

- Jak nogi?- na twarzy Zenona maluje się słodka czułość. Mógłby mieć zawsze taki głupawo-rozkoszny wyraz twarzy i łagodny, kojący głos. Od jakichś 26 godzin jest na każde moje skinienie.

Wczoraj, kiedy wyszedł, pani Zosia zapytała wprost, czy jest pantoflarzem.

- Oh, chciałabym, chciała...- zanuciłam. - Na takiego się zapowiadał, kiedy się poznawaliśmy, ale pozory mylą niestety. - westchnęłam.

Miny wszystkich trzech pań wyrażały zdumienie.

- No a co? Na świecie byłby porządek, gdyby wszyscy mężczyźni byli pantoflarzami. –orzekłam praktycznym tonem pani Dulskiej.

Żadna nie zaprzeczyła.

Też kiedyś pragnęłam chłopaków, później mężczyzn, od których wiało chłodem, w których guście nie byłam, nawet tych, którzy mnie po prostu olewali. Ta niedostępność, ta gra, to polowanie, nawet te litry łez wylanych w poduszkę! Jest to w jakiś sposób pociągające. Na szczęście już wyrosłam, wyleczyłam się z tego. Moja miłość własna każe nie lubić mi gości, którzy nie lubią mnie, a zachwycać się tymi, którzy okazują mi sympatię i zainteresowanie. I tak było by idealnie. Ale że nigdy nie umiałam znaleźć w niczym złotego środka, zaczęłam doceniać chwile, kiedy ta sympatia i zainteresowanie szły lekko w kierunku podporządkowania.

W obliczu operacji i choroby na co dzień wyemancypowany Zenon jest najczulszy w świecie, a nawet podporządkowany każdej mojej prośbie i zachciance.

Zaraz, gdzie to ja przerwałam… Aha, jak nogi, zapytał. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam:

- Lekko zaczynają mrowić, ale nie bolą. Mam trochę irytujące wrażenie, że coś ciężkiego leży mi na nogach. Wiesz, jak we śnie, kiedy zdrętwieją, chcesz je podnieść, a nie możesz.

Jakiś czas później:

- Bolą, ale trochę.

- Może poprosić o coś przeciwbólowego? – Zenon chciał iść do dyżurki pielęgniarek.

- A przestań, na taki ból?

- Ale może lepiej zatamować ból teraz, póki jest mały, zanim się rozpanoszy... – już podnosił się z krzesła.

- Daj spokój. – machnęłam ręką - Miesiączki mam gorsze.

W środku czułam dumę. Jestem taka dzielna, jestem taka dzielna!

Niedługo później:

- Siostrooooo!!!

pacjentka   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz