lip 26 2017

Gorzej nie będzie


Komentarze: 0

Dzień zabiegu. Popołudnie

Trzeba powiedzieć szczerze trzy rzeczy: 1. Jestem mało odporna na cierpienie; 2. Panikuję i rozczulam się nad sobą; 3. Ból po operacji haluksów jest faktycznie okropny. Ale jedno jest pocieszające: gorzej niż dziś już nie będzie.

     Mimo, że niestety jestem raczej słabym ogniwem, co przysparza całej mojej rodzinie powodów do niepokoju i trosk, i mimo że od dziecka jestem dość częstą bywalczynią gabinetów lekarskich, dentystycznych, pogotowia i szpitali, nie uodporniłam się na ból. Ten, który dopadł mnie jakieś dwie godziny po operacji jest pulsujący, piekący i świdrujący równocześnie. Dostałam coś przeciwbólowego, ale niewiele to pomogło (mogę być trochę uodporniona, bo raz w miesiącu łykam ketonal forte, tylko to mi pomaga na miesiączkę). Rozglądam się nerwowo po sali, szukając wzrokiem czegoś, co chociaż na chwilę pozwoli mi skupić się na czymś innym niż ból. Na ścianach wiszą zdjęcia w antyramach: łąka, las, jezioro… Na chwilę udaje mi się wrócić pamięcią na Mazury, skąd niedawno z Zenonem wróciliśmy.

Łup! Znowu szarpnięcie w kościach.

Niebo za oknami ma kolor bezdennie szary, bez żadnej chmurki. Obok pani Zosia, też cierpiąca po operacji biodra, jakby nawiązując do okien, w które się wpatruję, zasyczała z bólu:

- W innym szpitalu, gdzie kiedyś leżałam, były kraty w oknach, żeby pacjenci nie skakali z bólu.

W innej sytuacji może bym się zaśmiała z tego czarnego żartu, teraz jednak nie mam nawet siły unieść kącików ust w górę. To straszne, ale naprawdę w chwilach silnego bólu, przemykały mi po głowie takie myśli, żeby wykonać salto naprawdę mortale.

Zenon cierpliwie głaska mnie po głowie, nie wiedząc, jakie absurdy się w niej teraz kryją. Ogarnęło mnie wielkie pragnienie, żeby gdzieś biec, uciec stąd, uciec od tego bólu. Tylko jak? Tylko gdzie?

- Chcę do mamy. – załkałam.

Poczułam się małą dziewczynką i rozpłakałam nad swoim losem. Łzy przyniosły mi chwilową ulgę.

- Wiesz, jak Irenka źle znosi szpitale. – Zenon mówi do mojej mamy zamiennie „Irenko” i „pani Irenko”, jeszcze się nie zorientowałam, od jakiej sytuacji to zależy, ale jej to nie robi różnicy. – Złapałaby tylko doła, widząc cię w takim stanie. Jutro już prawdopodobnie wyjdziesz i odwiedzi cię w domu.

Głos ma ściszony, kojący. Na chwilę się uspokajam.

I kolejne elektryczne rażenie w stopach. Jej, jak boli!

Płaczę już na głos, nie czaję się. Współpacjentki nie mają żalu, rozumieją.

Ból staje się bardzo irytujący. Trwa jak dla mnie za długo. Ze złości mam ochotę ugryźć Zenona. Pierwotny instynkt samoobrony każe mu w ostatniej chwili odsunąć rękę i podetkać mi pod usta szpitalną kołdrę. Może być. Zagryzam. Tabletka zaczyna nareszcie powoli działać…

pacjentka   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz